Zamiast mieszkań - piramida
Kilkaset rodzin straciło oszczędności życia. Chcieli kupić nowe mieszkania, a przez niegospodarność prezesa wspólnoty mieszkaniowej zostali z niczym.
To miało być ich wymarzone miejsce na ziemi. Kilkaset rodzin zdecydowało się na zakup mieszkań od Spółdzielni Mieszkaniowej Ujeścisko w Gdańsku. Niestety mijają kolejne lata, a lokali jak nie było, tak nie ma. Wszystko wskazuje na to, że ludzie padli ofiarami niegospodarności prezesa spółdzielni.
Boję się o przyszłość moją i moich dzieci, bo nie wiem ilu z nas dotrwa do końca tych trudnych zdarzeń. Nie wiem czy nasze dzieci nie będą musiały do końca życia spłacać kredytów które zaciągnęliśmy. Kredytów, na które było nas stać, ale które nas pogrążyły przez tego złodzieja, bo inaczej nie można nazwać zarządu tej spółdzielni – mówi Natalia Ufniarska, jedna z poszkodowanych.
Aby sfinansować inwestycje ludzie brali kredyty. Wciąż je spłacają, mimo, że nigdy nawet nie przekroczyli progu swoich mieszkań. Są też rodziny, które sprzedały swoje poprzednie lokale i wydały oszczędności życia – teraz jak sami mówią, są niemal bezdomni, muszą ratować się mieszkaniem u rodziny czy wynajmem.
Dzieci marzą o własnym pokoju, a my nic nie mamy. A teraz jest jeszcze taka sytuacja, że mąż przez koronawirusa stracił pracę, więc nie mamy za co żyć, a cały czas płacimy kredyt na mieszkanie, które być może nigdy nie będzie nasze – tłumaczy Aleksandra Motyl, kolejna poszkodowana.
Nabywcy mieszkań mieli paść ofiarą tak zwanej „piramidy mieszkaniowej”. Mechanizm miał polegać na tym, że gdy brakowało pieniędzy na dokończenie jednej inwestycji, otwierano sprzedaż mieszkań w kolejnej, aby zdobyć dodatkowe środki. Skończyło się siedmioma rozgrzebanymi budowami i setkami ludzi którzy stracili dorobek życia.
Mam nadzieje, że te wszystkie inwestycje zostaną ukończone a mieszkańcy uzyskają swoje mieszkania i będą mogli się wprowadzić. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, że inwestycje się przedłużają – mówi Grzegorz H. były prezes spółdzielni.
Mieszkańcy winą obarczają byłego prezesa spółdzielni mieszkaniowej. To on, ich zdaniem, miał doprowadzić do fatalnej sytuacji finansowej spółdzielni. Na majątek spółdzielni wszedł komornik – dług, który zamierza ściągnąć to ponad 4,5 miliona złotych. Jednak nowy zarząd, po analizie ksiąg stwierdził, że długi mogą być zdecydowanie większe i sięgać nawet 30 milionów. Rodziny które zainwestowały w budowę obawiają się, że wszystko zostanie zlicytowane i ich mieszkania nigdy nie zostaną dokończone.
Grzegorz H. to jest bardzo dziwna postać. W bardzo młodym wieku przejął władzę w tej spółdzielni i przez ponad 13 lat cały czas był tutaj osobą decyzyjną. Można powiedzieć, że był królem i władcą w tej spółdzielni- tłumaczy Cezary Pawłowic, członek nowego zarządu wspólnoty.
Poszkodowane osoby postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Mimo oporów i próby siłowego zatrzymania władzy w spółdzielni obalono prezesa i powołano nowy zarząd. Gdy do budynku spółdzielni weszli nowi zarządcy, okazało się, że wszędzie są zamontowane ukryte kamery oraz podsłuchy. Nowy zarząd nie ma wątpliwości, że zostawił je poprzedni prezes.
To było pochowane w bardzo różnych, wymyślnych miejscach. To były zaślepki od alarmów, jakieś miejsca pod sufitem, kamery wsadzone w kratki wentylacyjne. Jedna była nawet schowana na zewnątrz w lampkach na choince – opowiada Wojciech Wojciszke, poszkodowany.
Poszkodowane rodziny o swoja sytuację obwiniają również prokuraturę. Od lat starali się zainteresować śledczych sprawą, jednak bezskutecznie. Prokuratura zaczęła badać sytuację SM Ujeścisko dopiero pod koniec 2019 roku, gdy liczba poszkodowanych zaczęła iść w setki, a straty w dziesiątki milionów złotych. Więcej w materiale Agnieszki Zalewskiej.
Agnieszka Zalewska
reporterka