Zaginięcie czy morderstwo?
O zaginięciu Zenona Kozłowskiego jego matka i siostra dowiedziała się przypadkowo od sąsiada. Choć mężczyzna nie był samotny i mieszkał z konkubiną i dziećmi nikt z nich przez cztery miesiące nie zgłosił faktu zaginięcia. Dzisiaj, po blisko dwóch latach prokuratorskiego śledztwa, w sprawie nadal więcej jest znaków zapytania niż odpowiedzi.
O zaginięciu Zenona Kozłowskiego jego matka i siostra dowiedziała się przypadkowo od sąsiada. Choć mężczyzna nie był samotny i mieszkał z konkubiną i dziećmi nikt z nich przez cztery miesiące nie zgłosił faktu zaginięcia. Dzisiaj, po blisko dwóch latach prokuratorskiego śledztwa, w sprawie nadal więcej jest znaków zapytania niż odpowiedzi.
Zenon Kozłowski wyszedł z domu w lipcowy wieczór i zniknął. Nie zabrał swoich rzeczy ani wynagrodzenia za wcześniej wykonaną pracę. Zostawił także narzędzia budowlane. Te wszystkie okoliczności sprawiły, że matka i siostra mężczyzny podejrzewają, że nie zaginął, a został zamordowany.
- Mój brat zaginął w lipcu 2014 roku. Po awanturze w miejscowości gdzie zamieszkiwał ze swoją konkubiną. Miał sie wyprowadzić tutaj. Gdzie się w ogóle nie pojawił do tej pory - mówi Grażyna Kiełbasa, siostra Zenona.
Kobieta zgłosiła sprawę na policję, a następnie do prokuratury. Ale to nie śledczy, a wynajęci przez nią detektywi ustalili, że w domu, w którym mieszkał pan Zenon, po jego zaginięciu przeprowadzono remont. W kuchni skuto ściany i spalono meble, zniszczona została również wersalka, na której spał Zenon. Rodzina jest przekonana, że te wszystkie rzeczy są związane z zaginięciem mężczyzny.
- Tak sie domyślam, że mogli go pobić, albo wywieźli, albo go na tej wersalce spalili i kości wywieźli. Rożne pomysły mi przychodzą do głowy – żali się Helena Kozłowska, matka zaginionego.
- Palenie wersalki, na której on spał, prawdopodobnie sam albo ze swoja konkubiną (...) jest to sygnał dla organów ścigania, że te osoby zacierają ślady - twierdzi Janusz Bartkiewicz, były policjant kryminalny.
Śledczy nie dopatrzyli się jednak powiązania, mimo że nawet nie zbadali śladów w domu np. z wersalki czy ścian. Nie przesłuchali też sąsiadów, nie prowadzili intensywnych poszukiwań ani nie sprowadzili psa tropiącego. Umorzyli natomiast postępowanie. Ich zdaniem Zenon Kozłowski po prostu wyszedł z domu. Tymczasem z taką wersją wydarzeń nie zgadza się nie tylko najbliższa rodzina mężczyzny, ale także prywatny detektyw zajmujący się tą sprawą.
- Z tego co ustaliłem, z resztą nie tylko sam, bo było nas tu troje, którzy pracowaliśmy przy tym, wynika ze Pan Zenon nie żyje - stwierdza Tomasz Bochenek, prywatny detektyw.
Reportaż Agnieszki Zalewskiej.
W drugiej części niedzielnego programu wracamy do sprawy Mariusza T. Śledczy podejrzewają, że mężczyzna, w ośrodku w Gostyninie, posiada materiały pornograficzne.