Wpadka Lindy H.

Wpadka Lindy H.

Pamiętacie Państwo doktor Lindę H? Najpierw była mężczyzną. Potem jako kobieta sfałszowała sobie referencje i przez wiele lat podawała się za psychiatrę, choć jest internistą. Gdy zaczynało się wokół niej robić „gorąco”, zawsze znikała. Po naszym programie rozpoznała ją farmaceutka z Głogowa. Lindę H. zatrzymano na gorącym uczynku i… wypuszczono na wolność. Dlaczego?

Pamiętacie Państwo doktor Lindę H? Najpierw była mężczyzną. Potem jako kobieta sfałszowała sobie referencje i przez wiele lat podawała się za psychiatrę, choć jest internistą. Gdy zaczynało się wokół niej robić „gorąco”, zawsze znikała. Po naszym programie rozpoznała ją farmaceutka z Głogowa. Lindę H. zatrzymano na gorącym uczynku i… wypuszczono na wolność. Dlaczego?

 

Historia „kariery” Lindy H., to gotowy scenariusz na amerykański film sensacyjny. Będąc jeszcze mężczyzną ukończyła Lubelską Akademię Medyczną i uzyskała specjalizację internisty. Po zmianie płci wyjechała w latach 90. do Nowej Zelandii. Jako Linda H. zatrudniła się tam w jednym ze szpitali psychiatrycznych, przedstawiając podrobione dokumenty oraz referencje, które sama sobie wystawiła, będąc jeszcze mężczyzną. Po kilku miesiącach pracy na oddział kobiety trafił groźny schizofrenik. Linda H.postanowiła go wypuścić i zwolnić z obowiązkowego leczenia. Pierwszą rzeczą, jaką na wolności zrobił mężczyzna, to zabójstwo swojej narzeczonej i odcięcie jej głowy. Po tym wydarzeniu doktor H. uciekła do Polski. Tu wyłudziła dwa kredyty. Choć zatrzymano jej paszport, uciekła do USA, gdzie leczyła znów bez wymaganych uprawnień. Wpadła podczas kradzieży w sklepie spożywczym i została deportowana do Polski.

 

Tu dostała pracę w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach. Znów przedstawiła kolejny raz sfałszowane zaświadczenia o uzyskaniu specjalizacji I i II stopnia psychiatrii. Nikt z przełożonych nie sprawdził danych. Awansowała i została ordynatorem geriatrii, pomimo tego, że kadra zwracała uwagę na brak jej kompetencji. Gdy pojawili się dziennikarze, Linda H. zniknęła. Szpital zareagował dopiero po tym, gdy sprawę nagłośniły media.

 

Kobieta została skazana za wyłudzenie stosunku pracy, ale już nie za fałszerstwa, nie za narażenie życia, czy zdrowia pacjentów. Dlaczego?

 

Dopiero po naszym programie prokuratura wzięła się pracy. Gorzowscy śledczy prowadzą postępowanie w sprawie przyczynienia się Lindy H. do śmierci pacjenta.

 

Gdy doktor Linda zniknęła pół roku temu z Gorzowa, teraz pojawiła się w Głogowie. W aptece miała wyłudzić refundowane leki za pomocą recept i pieczątek z przychodni, w której już nie pracowała. Prokuratura w Głogowie postawiła kobiecie zarzuty poświadczenia nieprawdy i… wypuściła na wolność. Jak to możliwe?

 

Przecież wcześniej Linda H. miała podobne zarzuty, a w jej mieszkaniu tak jak i teraz, znajdowano pieczątki i dokumenty? Jak to możliwe, skoro gdy wtedy ją wypuszczono, to zniknęła? Dlaczego teraz prokuratorzy robią to samo?

 

Pół roku temu pytaliśmy Naczelną Izbę Lekarską, co trzeba zrobić, by pani doktor odpowiedziała dyscyplinarnie i dlaczego nie pozbawiono jej prawa do wykonywania zawodu. Wtedy, w studiu, przedstawiciele środowiska lekarskiego deklarowali, że zaczną postępowanie. Już dziś widać, że efektów nie ma żadnych, bo doktor Linda jako lekarz wystawiała nadal bez przeszkód recepty i tylko czujność aptekarki spowodowała, że fałszywe recepty na leki psychotropowe nie zostały zrealizowane.

 

Więcej już w najbliższą niedzielę w reportażu Agnieszki Zalewskiej. „Państwo w Państwie” jak zwykle o 19:30.

 

W drugiej części programu zajmiemy się sprawą spółki MGM. Jest przez urzędników na skraju bankructwa. Bardzo szybką decyzją zakwestionowali wiele transakcji firmy na ponad 32 mln zł. Urzędnicy skarbowi uznali bez dowodów, że towar, jaki spółka sprzedawała, nigdy nie trafił za granicę, więc firma musi zapłacić VAT w wysokości 23%, a nie 0%. Gdy decyzja nie była jeszcze prawomocna, fiskus zajął konta firmy – ponad 32 mln zł. W ten sposób podcinają firmie skrzydła niemal z dnia na dzień. Pracownicy zostali na bruku.

 

Sąd wprawdzie stwierdził, że urzędnicy nie mogą tak od razu blokować firmie pieniędzy, których się domagają i, że mają je zwrócić. Jednak ci od kilku miesięcy tego nie robią.

 

Czy nałożenie podatku na firmę przez urzędników było słuszne, czy nie, dowiemy się po zapewne wieloletnim procesie sądowym, ale spółka już dziś przestaje istnieć. Co będzie gdy okaże się, że miała racje? Z czyich pieniędzy wówczas spółka będzie mogła dostać odszkodowanie?