Szukali go pół roku, ciało znaleziono tuż obok domu

Mężczyzna, poszukiwany przez kilka miesięcy przez rodzinę, policję i prokuraturę, zostaje odnaleziony martwy w stodole swoich rodziców. Jak to możliwe, skoro wcześniej śledczy twierdzili, że przeszukali to miejsce, a mężczyzny w ogóle miało nie być w Polsce?

Mężczyzna, poszukiwany przez kilka miesięcy przez rodzinę, policję i prokuraturę, zostaje odnaleziony martwy w stodole swoich rodziców. Jak to możliwe, skoro wcześniej śledczy twierdzili, że przeszukali to miejsce, a mężczyzny w ogóle miało nie być w Polsce?
 
Mateusz Kawecki miał 30 lat. Pochodził z Hutkowa –małej wsi koło Zamościa. Od 5 lat mieszkał i pracował w Hanowerze. Pod koniec marca ślad po nim zaginął. Pan Mateusz wyruszył wówczas w trasę do Polski. Miał przyjechać na święta wielkanocne, planował je spędzić ze swoją narzeczoną, a później towarzyszyć jej przy porodzie ich córki. Z Niemiec wyjechał późnym wieczorem, na miejsce jednak nigdy nie dotarł.
 
- Brat wyjechał z domu, z Hanoweru o godzinie 23:30 w kierunku Szczecina. Tam był z nim ostatni raz kontakt, powiedział, że wyjeżdża właśnie z miasta. – mówi siostra zaginionego Katarzyna Piotrkowicz
 
Później, mężczyzna zniknął. Rozpoczęły się poszukiwania. Śledczy twierdzili, że Mateusz Kawecki nigdy nie pojawił się w Polsce, nie przekroczył granicy.
 
- Na przejściu granicznym jest monitoring, ale nie chciano nam go udostępnić. Podobno policja go przeglądała i stwierdziła, że brat nigdy nie przekroczył granicy – opowiada siostra.
 
Kilka tygodni temu, w sprawie zaginięcia pana Mateusza nastąpił długo wyczekiwany przełom. Po pięciu miesiącach od zaginięcia odnalazło się ciało mężczyzny. Było w stodole jego rodziców, tuż obok domu.
 
- To jest bardzo dziwne, bo wielokrotnie byliśmy w tym czasie w tej stodole, drzwi były otwarte na oścież i nikt niczego nie zauważył. Prokurator twierdzi, że on tam wisiał, ale my tak nie uważamy, bo go po prostu tam nie widzieliśmy- mówi kuzynka Mateusza Edyta Dąbska
 
Przy zwłokach znaleziono telefon. Ten sam, który zdaniem śledczych nigdy nie logował się w Polsce. Wciąż nie można odnaleźć auta którym poruszał się zaginiony. Nie wiadomo, w jaki sposób miał dotrzeć na miejsce. Śledczy skłaniają się do wersji o samobójstwie.
 
 
- Taka teza była najbardziej prawdopodobna w momencie ujawnienia zwłok, między innymi ze względu na linę wisielczą – tłumaczy Rafał Kawalec z Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
 
Rodzina zmarłego nie wierzy jednak w tę wersję i wskazuje na nieprawidłowości w pracy policji i prokuratury. Więcej w najbliższa niedzielę o 19:30 w programie „Państwo w państwie” w telewizji Polsat.