Świadek koronny ps. "Masa" pomówił urzędnika

Świadek koronny ps. "Masa" pomówił urzędnika

- Dziwię się wymiarowi sprawiedliwości, że uwierzył w te bzdury - mówi Jacek Wetzlich, były urzędnik.

- Jestem ofiarą nie tyle "Masy", bo jego działania jestem w stanie to zrozumieć, motyw zemsty dla mnie jest tu jasny. Natomiast staję się ofiarą wymiaru sprawiedliwości - mówi Jacek Wetzlich, były inspektor Urzędu Kontroli Skarbowej.

 

 

W niedzielnym odcinku wracamy do instytucji świadka koronnego, a dokładnie Jarosława S. ps. "Masa". Koronny, który przez lata pomagał policji w rozpracowaniu jednej z największych grup przestępczych w Polsce, pomówił urzędnika skarbowego - Jacka Wetzlicha. 

 

- Dziwię się wymiarowi sprawiedliwości, że uwierzył w te bzdury - mówi Wetzlich.

 

W 1997 roku inspektor Urzędu Kontroli Skarbowej w Warszawie - Jacek Wetzlich,  został oddelegowany do kontroli skarbowej Jarosława S. ps. "Masa". Podczas kontroli inspektor wykrył, że "Masa" przedstawił mu sfałszowane dokumenty. UKS złożył zawiadomienie do prokuratury, efektem czego był wyrok prawomocny wyrok skazujący koronnego. Niespełna 6 miesięcy później skazany już świadek koronny "przypomniał sobie" i pomówił urzędnika, o przyjęcie łapówki za wskazanie dokumentów, które miały pomóc w pozytywnym przeprowadzeniu kontroli. 

 

- Jestem ofiarą nie tyle "Masy", bo jego działania jestem w stanie to zrozumieć, motyw zemsty dla mnie jest tu jasny. Natomiast staję się ofiarą wymiaru sprawiedliwości - mówi Jacek Wetzlich. 

 

W czasie prowadzonego postępowania wyjaśniającego prokuratura zwróciła się do ABW, aby ta przeprowadziła analizę kontroli wykonanej przez Wetzlicha. Notatka sporządzona przez agencję stwierdza jednoznacznie, że urzędnik kontrolę przeprowadził prawidłowo. Jednak dokument ten, nigdy nie znalazł się w aktach sprawy, trafił jedynie do akt kontroli skarbowej.

 

- Ja zostaje zwolniony z pracy, zostają mi postawione zarzuty, łamie się moja kariera zawodowa - wylicza Jacek Wetzlich. 

 

W drugiej części programu przypomnimy historię Hassana Al-Zubaidiego. Przedsiębiorca zmarł w wieku 44 lat. 

 

- Był przedsiębiorcą, założycielem, szefem i ojcem sukcesu firmy Al-Samer. Przez ostatnie dwanaście lat, bronił się przed oskarżeniami prokuratury. W przewlekanym procesie, nie doczekał wyroku. Zostawił żonę, dwóch synków oraz rzeszę oddanych współpracowników - przypomina Łukasz Kurtz, reporter programu "Państwo w państwie".

 

Więcej w najbliższą niedzielę o 19.30! Reportaż Małgorzaty Cecherz