Sprawa Ewy Tylman - wciąż więcej pytań niż odpowiedzi
Kilka lat śledztwa, długi proces, oczy całej Polski zwrócone na sprawę i... nic. Po wyroku Sądu Okręgowego w Poznaniu nadal nie wiemy, jak zginęła Ewa Tylman.
Kilka lat śledztwa, długi proces, oczy całej Polski zwrócone na sprawę i... nic. Po wyroku Sądu Okręgowego w Poznaniu nadal nie wiemy, jak zginęła Ewa Tylman.
22 listopada 2015 roku Ewa Tylman wyszła na spotkanie integracyjne, z którego już nigdy nie wróciła. Jej ciało wyłowiono z Warty kilka miesięcy później.
W tym miejscu Ewa wyrwała mi się z rąk i pobiegła w stronę Warty. Albo się poślizgnęła, albo się potknęła, byłem w takim szoku, że po prostu uciekłem – opowiadał podczas wizji lokalnej Adam Z.
Rozpoczęło się prokuratorskie śledztwo, ale też medialny spektakl, który przyciągnął uwagę całej Polski. W końcu po kilku latach postawiono zarzuty Adamowi Z. – przyjacielowi dziewczyny, który jako ostatni miał z nią kontakt.
Nie przebaczę temu frajerowi. Bo dla mnie to jest frajer, szedł z koleżanką i ją zostawił, a ona ginie – mówi Andrzej Tylman, ojciec.
Jednak wyrok wydany przez Sąd Okręgowy w Poznaniu spowodował, że sprawa niemal wróciła do punktu wyjścia. Skład orzekający stwierdził, że materiał dowodowy zebrany przez prokuraturę jest niewystarczający do skazania Adama Z.
Oskarżony nie miał czasu, ani sposobności, by w czasie 5 minut i 8 sekund dokonać zabójstwa Ewy Tylman w sposób opisany w akcie oskarżenia - tłumaczy Magdalena Grzybek z Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Braki w materiale dowodowym są o tyle problematyczne, że jak twierdzą eksperci, dziś po niemal 4 latach od zdarzenia, uzupełnienie ich o nowe dowody jest niemal niemożliwe.
Tutaj musiałby pojawić się ktoś, kto coś widział, bądź też jakaś osoba musiałaby przerwać milczenie i przedstawić nowe fakty. Innych możliwości na uzupełnienie materiału dowodowego po takim czasie praktycznie nie ma – tłumaczy Piotr Girdwoń, kryminolog.
W związku z tym rodzina dziewczyny może nigdy nie poznać prawdy.