Spadkowa pomyłka sądu
- Dwa postanowienia w tej samej sprawie spadkowej - mówi mec. Dariusz Matuszczyk
- Dwa postanowienia w tej samej sprawie spadkowej - mówi mec. Dariusz Matuszczyk.
Artur Kruszek w 2008 roku odziedziczył dom po zmarłym dziadku. Mężczyzna z testamentem zwrócił się do sądu, ale ten nie uznał dokumentu z powodu braku odpowiednich podpisów zmarłego. W związku z tym nieruchomość po Mieczysławie Kruszku sąd podzielił w równych częściach (zgodnie z ustawą) na jego dzieci - Wiesława, Leszka (ojca Artura) i Jolantę.
- Tata poszedł do sądu odebrać postanowienie, ale pani w sądzie stwierdziła, że to postanowienie jest mu niepotrzebne, dlatego, że postanowienie jest na mnie - mówi Artur Kruszek.
Okazało się, że Sąd Rejonowy w Pabianicach wydał tego samego dnia i pod tą samą sygnaturą dwa kompletnie odmienne postanowienia.
- Są dwa identyczne postanowienia tylko na jednym jestem właścicielem ja Artur Kruszek, a na drugim jest mój tata, taty brat i taty siostra - tłumaczy Kruszek.
Jak występowanie w obrocie prawnym dwóch sprzecznych ze sobą orzeczeń tłumaczy sąd, który je wydał? - Sekretariat błędnie wydał dokument stronie postępowania - twierdzi sędzia Barbara Soszyńska-Stefanowicz, wiceprezes Sądu Rejonowego w Pabianicach.
Pomyłka sądowa była tylko początkiem problemów rodziny Kruszków. Najpierw policja nawiedziła rodzinę w domu i żądała od Artura Kruszka wydania dokumentów, a potem prokuratura oskarżyła mężczyznę o wyłudzenie poświadczenia nieprawdy w księgach wieczystych i ukrywanie dwóch niezgodnych z oryginałem odpisów.
- Jeden pan pisał przy stole, drugi chodził po przedpokoju i straszył zerwaniem boazerii jak nie oddam tych postanowień - wspomina wizytę policji Leszek Kruszek.
Zdaniem sędzi Barbary Zawiszy ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" całą winę za powstały problem ponosi sąd, który zaniedbał swoich obowiązków.
- Absolutnie nie powinno dochodzić do sytuacji, że po jednym posiedzeniu są wydawane dwa postanowienia różno brzmiące z tą samą datą, czy to w sprawie nabycia spadku czy jakiejkolwiek innej. To jest sytuacja niedopuszczalna - mówi sędzia.
W drugiej części wrócimy do sprawy Romana Szewczuka, który padł ofiarą oszusta samochodowego. Mężczyzna zdaniem celników nie dochował należytej staranności i musi spłacić 52 tys. zł należności celno-podatkowych za pojazd, który kupił za 1500 zł. Po naszym programie dyrektor Izby Celnej we Wrocławiu zdecydował się umorzyć część długu.
- Kilka razy czytałem to pismo bo ja własnym oczom nie wierzyłem, że dalsza część tego długu, ponad moje wyobrażenie, ponad moje myśli, została umorzona - mówi Szewczuk.
Reportaż Małgorzaty Cecherz