Przerwa na przestępstwo

16 września 2019 roku spłonął ekskluzywny klub w centrum stolicy. Kilka dni później miał zostać otwarty. Straty sięgnęły niemal 6 milionów złotych. Dzięki zainstalowanemu monitoringowi nie było wątpliwości – doszło do podpalenia.

16 września 2019 roku spłonął ekskluzywny klub w centrum stolicy. Kilka dni później miał zostać otwarty. Straty sięgnęły niemal 6 milionów złotych. Dzięki zainstalowanemu monitoringowi nie było wątpliwości – doszło do podpalenia.

 

- To było podpalenie na zlecenie, okazało się, że miała zlecić to konkurencja. Osoby które podpaliły ten lokal miały za to dostać 50 tysięcy złotych - mówi właściciel lokalu.

 

Wątpliwości nie miała też prokuratura. Szybko doszło do serii zatrzymań, w tym Krzysztofa U. szerzej znanego pod pseudonimem "Fama". To on, zdaniem śledczych, miał kierować akcją podpalenia. Mógł to zrobić dzięki pobłażliwości wymiaru sprawiedliwości - w czasie gdy doszło do podpalenia powinien przebywać w zakładzie karnym, był skazany na 9 lat za rozboje. Została mu jednak udzielona przerwa w odbywaniu kary.

 

- Fama po uzyskaniu przerwy w odbywaniu kary od razu powrócił do przestępczej działalności, założył grupę którą kierował, grupa ta specjalizowała się w przestępstwach przeciwko mieniu – mówi Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

 

Decyzja sądu o udzieleniu przerwy w karze może dziwić, ze względu na przestępczy życiorys Krzysztofa U. Był uznawany za najgroźniejszego przestępce stolicy. Miał dokonać wielu brutalnych napadów na agencje towarzyskie i kilkunastu na właścicieli prywatnych mieszkań. Wchodził do nich, podając się za policjanta lub agenta Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Gdy był już w środku, katował swoje ofiary i zabierał im kosztowności.

 

- To, że on siedział za rozbój, to tylko to miał udowodnione. A ile on jeszcze rzeczy zrobił które nie zostały mu udowodnione? To tylko on to wie! - mówi anonimowy policjant badający sprawę "Famy".

 

Mimo tak poważnych przestępstw na koncie, Krzysztof U. został umieszczony w półotwartym zakładzie karnym. Miał sobie z niego zrobić prywatny folwark, między innymi dzięki bliskim relacjom z ówczesnym dyrektorem ośrodka. Miał też się cieszyć udogodnieniami niedostępnymi dla innych więźniów.

 

- Tam się go wszyscy bali, robił co chciał. Miał w celi swoją lodówkę, swój telewizor. Telewizor to owszem, więźniowie mają, ale jeden na wszystkich, a on miał swój prywatny w celi – opowiada były pracownik Zakładu Karnego w Stawiszynie.

 

Dlaczego groźny gangster mógł liczyć na tak łagodne traktowanie przez wymiar sprawiedliwości i kto odpowiada za to, że dopuścił się kolejnych przestępstw? Na te pytania spróbuje odpowiedzieć Andrzej Wyrwiński w swoim materiale już dziś o 19:30.