Płacą za chodzenie po chodniku

Prezes spółdzielni mieszkaniowej obciąża mieszkańców osiedla w Zielonej Górze opłatami, między innymi za... chodzenie po chodniku. Absurdalne roszczenia mają być zemstą za odłączenie się jednego z bloków od spółdzielni.

 

Problemy części mieszkańców osiedla w Zielonej Górze rozpoczęły się, gdy zdecydowali, że odłączą się od spółdzielni mieszkaniowej „Kisielin”. Byli niezadowoleni z tego, jak funkcjonuje spółdzielnia- czynsze szły w górę, a nie przekładało się to na widoczną poprawę warunków w ich bloku. Stwierdzili, że powołają własną wspólnotę mieszkaniową i dzięki temu lepiej spożytkują pieniądze.

- Nic tu nie było robione. Przez blisko 30 lat to może raz była pomalowana klatka schodowa. Czynsze cały czas rosły, a my nic z tego nie mieliśmy. Postanowiliśmy sami coś zrobić - opowiada Jolanta Tomkiewicz, mieszkanka wspólnoty.

Ich działanie od razu przyniosło efekty. Blok został wyremontowany, na pierwszy rzut oka wyróżnia się na tle innych, które pozostały w spółdzielni mieszkaniowej. Niestety, poza korzyściami, mieszkańcy ponoszą konsekwencje swojej decyzji. Jak mówią, prezes spółdzielni mieszkaniowej stara się uprzykrzyć im życie.

- Wyłączając się ze wspólnoty, pozbawiliśmy prezesa 10300 metrów zysku i to miesiąc w miesiąc. Dlatego teraz się na nas mści - mówi Mariusz, mieszkaniec wspólnoty.

Na czym polega zemsta? Prezes spółdzielni mieszkaniowej wysyła do niepokornych mieszkańców wezwania do zapłaty. Między innymi za... chodzenie po chodniku. Rachunki wysyłane są również za korzystanie z miejsc parkingowych, mimo że nie posiada się samochodu czy za dostęp do piaskownicy.

- Opłaty są wyliczane od metrów kwadratowych mieszkania. Im większe mieszkanie, tym wyższa opłata. Mi wychodzi za metr kwadratowy 3 złote 24 grosze. Za co ja mam płacić? Za pensję prezesa? Jak ja z tym człowiekiem nie mam nic wspólnego, on nie jest moim zarządcą - tłumaczy Henryk Sikora, mieszkaniec wspólnoty.

Wezwania do zapłaty opiewają nawet na ponad 10 tys. złotych. Prezes spółdzielni kieruje sprawy do sądu, a ten, nie badając sprawy, wystawia wezwania do zapłaty. Dopiero po odwołaniu się mieszkańca, sąd sprawdza zasadność roszczenia prezesa.

- Spółdzielnia doszła do wniosku, że powinni płacić, bo kolokwialnie mówiąc, odczepili się od spółdzielni, mają swojego zarządcę, więc powinni płacić za eksploatacje tej całej infrastruktury. Sąd nie podzielił tej argumentacji, uznając, że nie zostało to w ogóle udowodnione - mówi Jolanta Witczak z Sądu Okręgowego w Zielonej Górze.

Mieszkańcy deklarują, że chcą się dogadać z prezesem. Nie zgadzają się jednak ze sposobem naliczania opłat, ani z ich wysokością. Spór nadal trwa, a prezes, mimo zdania sądu, nadal wysyła rachunki i ponaglenia.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX