Polscy urzędnicy: Ukraina? Tam nie ma wojny

Polscy urzędnicy: Ukraina? Tam nie ma wojny

Petro i Svetlana oraz ich dwójka urodzonych w Polsce dzieci już w najbliższy wtorek będą zmuszeni wyjechać z naszego kraju. Nie dostali statusu uchodźców.

Petro i Svetlana oraz ich dwójka urodzonych w Polsce dzieci już w najbliższy wtorek będą zmuszeni wyjechać z naszego kraju. Nie dostali statusu uchodźców.

 

Czteropokoleniowa rodzina Synytsia przyjechała do Polski z Ukrainy, gdy tam wybuchła wojna. Miejscowość, w której mieszkali stała się właściwie granicą frontu, a ich dom został zniszczony i rozkradziony.

 

- Nasze życie było zagrożone, dlatego byliśmy zmuszeni zostawić Ukrainę i przyjechać do Polski. Wyjechaliśmy. Cała nasza rodzina przeżyła. Zostawiliśmy wszystko. Nic nie zdołaliśmy zabrać ze sobą – mówi Valerii Synytsia.

 

Jego rodzina złożyła w polskim urzędzie wniosek o nadanie statusu uchodźcy. Dostała odmowę. Urzędnicy twierdzą bowiem, że w Ukrainie nie mamy do czynienia z wojną, a z operacją antyterrorystyczną. Dodatkowo wskazują na fakt, że sytuacja poza Donbasem jest stabilna, a w związku z tym rodzina może przesiedlić się na tereny Ukrainy zachodniej. Rodzina Synytsia nie może się jednak na to zdecydować, ponieważ jest rosyjskojęzyczna i od lat zamieszkiwała na prorosyjskim wschodzie.

 

- Ukraina podzieliła się na zachodnią i wschodnią. Między nimi trwa konflikt. To właściwie wojna domowa – mówi Pan Valerii.

 

W związku z decyzją odmawiającą nadania statusu uchodźców, Straż Graniczna zobowiązała rodzinę do powrotu. Cześć rodziny, w tym dwójka urodzonych w naszym kraju małych dzieci, musi wyjechać już w nabliższy wtorek.

 

Rodzinie w Polsce pomaga 91 – letnia Zofia Teliga- Mertens, która w latach dziewięćdziesiątych podarowała 40 mieszkań repatriantom ze wschodu.

 

- Skoro oni chcą tu zostać, to znaczy, że nie mają innego wyjścia. Muszą przede wszystkim zadbać  o to, żeby dzieci mogły nie tylko dorosnąć, ale żeby jeszcze trochę pożyły – mówi kobieta.

 

Ukraińcy mówią że nie chce żadnej pomocy od państwa polskiego, żadnych zasiłków. Chcą pracować i zarabiać na własne utrzymanie.

 

- Chyba trudno jest oddzielić emigrację zarobkową od ucieczki przed śmiercią.  Rodzina Synytsia to piękny wzór rodziny i tyle rąk dla naszej gospodarki. Dla mnie jest to skarb – mówi Pani Zofia.

 

- Może komuś serca się otworzą i nas tu zostawią? My niczego nie chcemy. Tylko pracować i żyć – mówi Svetlana.

 

Reportaż Małgorzaty Cecherz.

 

W drugiej części programy wrócimy do sprawy wypadku Huberta Nowaka. Lekarz, który przyjechał na miejsce zdarzenia bez wydostania Huberta z samochodu uznał, że chłopak nie żyje. Po ponad godzinie, nagle jeden z policjantów dostrzegł, że zakleszczony w pojeździe mężczyzna jednak się porusza. Na skutek zdarzenia Hubert Nowak jest sparaliżowany. Sprawa ciągnęła się latami. Ostatecznie sąd stwierdził, że doszło do przedawnienia, więc lekarz nie poniesie żadnych konsekwencji.