,,Otwieramy, bo nie przetrwamy"
Ich długi sięgają kilkuset tysięcy złotych, wiec decydują się na desperacki krok- otwarcie biznesów mimo pandemii i rządowych obostrzeń.
Andrzej Cienciała prowadzi wraz z żoną pensjonat w Wiśle. Oprócz tego zamierzał otworzyć biuro konsolidacji turystycznej, na którego wybudowanie wziął duży kredyt. Jak twierdzi, ze względu na pandemię i obostrzenia od października nie zarobił nawet złotówki, a jego długi wynoszą już ponad 400 tysięcy złotych.
Ja nie mam za bardzo wyjścia, ja na pewno otworzę. Bo czy mi w tym momencie przyjdzie policja, która musi przyjść jeżeli będzie miała takie wezwanie i sporządzi tą notatkę, wyśle do sanepidu to ja wiem czym to się skończy, no dostanę tę karę 30 tysięcy. Dla mnie to nie ma znaczenia, ja i tak nie mam nic – tłumaczy Andrzej Cienciała
Podobny problem ma wielu przedsiębiorców z całej Polski. Ze względu na rządowe obostrzenia spowodowane pandemią koronawirusa od kilku miesięcy zamknięte są siłownie, kluby fittnes, hotele czy restauracje. Właścicielka jednej z nich, Anna Bocheńska, która zatrudnia osoby niewidome zdecydowała się otworzyć, aby nie musieć zwalniać pracowników.
Ja jako osoba pełnosprawna jeszcze znajdę pracę. Na przykład w piekarni, pójdę sprzedawać pieczywo. Ale osoby z dysfunkcjami, szczególnie niewidome? Gdzie one teraz mają znaleźć pracę? – mówi Bocheńska.
Wielu przedsiębiorców, jeszcze zanim wybuchła pandemia, decydowała się na rozwój swoich interesów i brała w tym celu kredyty. To sprawiło, że gdy ich przedsięwzięcia utraciły plynność, długi zaczęły rosnąc lawinowo. Wielu zdesperowanych przedsiębiorców podkreśla, że być może będą musieli z nimi walczyć przez wiele lat.
Owszem, mogę zatrudnić się jako kurier i zarabiać 3 tysiące złotych. Ale ja mam aktualnie 1 500 000 długu na koncie. Mogę do końca życia jeździć jako kurier i tego nie spłacić – tłumaczy Michał Maciąg, właściciel klubu PiwPaw
Dlatego spora część przedsiębiorców, mimo pandemii i rządowych obostrzeń zdecydowała się zaprosić do siebie klientów. Są świadomi zagrożenia wirusem, jak i tego, ze narażają się na wysokie kary finansowe. Jednak, jak twierdzą, nic innego im nie pozostało. Każdy kolejny dzień lockdownu oznaczał by dla nich bankructwo.
Ja zwracam uwagę na odpowiedzialność właścicieli, bo biorą na siebie, ci co otwierają swoje biznesy, bardzo duża odpowiedzialność. Odpowiedzialność za możliwość zakażenia dziesiątek, jeśli nie setek osób – mówi Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
Więcej w materiale Przemysława Siudy
Przemysław Siuda
reporter, redaktor strony internetowej, social media