Niewyjaśniony wypadek

Niewyjaśniony wypadek

- To jest przykład tego jak traktuje się wypadki drogowe - mówi Janusz Popiel, ekspert ds. wypadków drogowych.

- To jest przykład tego jak traktuje się wypadki drogowe. Nieważny jest skutek, ważne żeby szybko odfajkować sprawę - mówi Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.
 
W styczniu 2005 roku w Warszawie na al. Dzieci Polskich doszło do wypadku. Samochód Peugeot 206 uderzył w drzewo, a na miejscu zdarzenia znaleziono 2 osoby - Annę Drożdż i jej przyjaciela.
 
- Prokurator doszedł do wniosku, że jedna z osób, która zginęła prowadziła ten samochód mimo, że w momencie kiedy przyjechała policja na miejsce zdarzenia żadna ze zmarłych osób nie siedziała za kierownicą samochodu - mówi prokurator Renata Mazur, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. 
 
Annę Drożdż znaleziono na tylnej kanapie za fotelem kierowcy, który był pusty. Śledczy uznali, że to właśnie ona była kierowcą auta i że wskutek uderzenia miała przelecieć z przedniego fotela kierowcy na tylną kanapę. Problem w tym, że siedzenie kierowcy pozostało prawie nienaruszone. 
 
- Ja sobie nie wyobrażam jak kobieta średniej postury ubrana w grube futro przelatuje przez przedni fotel na tylną kanapę, na której siada - mówi Mariusz Gasiński, zięć zmarłej kobiety.
 
W samochodzie śledczy znaleźli także krew nieznanego mężczyzny. Znajdowała się ona na fotelu kierowcy, kierownicy i w okolicach klamki przednich drzwi kierowcy. Laboratorium kryminalistyczne ustaliło, że nie była to krew ani Anny Drożdż, ani drugiego pasażera. Prokuratura nie ustaliła jednak do kogo mogła należeć.
 
- Rzeczywiście być może należało pociągnąć ten wątek i podjąć dalsze działania. Wiemy, że oprócz osób ustalonych były tu inne osoby - przyznaje prokurator Renata Mazur, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
 
Prokuratura przyjęła jednak najprostszą tezę i uznała, że to kobieta znaleziona na tylnej kanapie była kierowcą. 
 
- To jest przykład tego jak traktuje się wypadki drogowe. Nieważny jest skutek, ważne żeby szybko odfajkować sprawę - mówi Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.
 
Śledczy oparli się na opinii biegłego, który wykonując swoje badanie... pominął w nim drzewo rosnące na miejscu zdarzenia. Tym samym obliczenia według których to Anna Drożdż miała być kierowcą pojazdu zostały przeprowadzone nie dla tego drzewa, w które na początku uderzył pojazd.
 
- To był 40 cm dąb ewidentnie noszący ślady uszkodzeń po kontakcie najprawdopodobniej z pojazdem - mówi Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.
 
Sąd Rejonowy Warszawa Praga Południe po zaskarżeniu postanowienia prokuratury przez rodzinę zmienił podstawę prawną umorzenia śledztwa. Uznał, że nie z zebranego materiału dowodowego nie można ustalić kto był kierowcą pojazdu. Rodzina zmarłej kobiety do dziś nie otrzymała jednak żadnych pieniędzy od ubezpieczyciela. 
 
W drugiej części programu opowiemy historię Tomasza Bobera, który chory na zaawansowaną marskość wątroby trafił do więzienia. Mężczyzna został złapany po kilku piwach na rowerze i nie zważając na jego stan, zamknięto go w zakładzie karnym.

 

- Człowiek umierający, żeby go zamknąć no to... ile żył? 4-5 tyg jeszcze i zmarł - mówi Cecylia Kostecka, sąsiadka Tomasza Bobra.

 

Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej po naszym programie zdecydował się skierować do Sądu Lekarskiego w Tarnowie wniosek o ukaranie lekarza, który nieudolnie leczył mężczyznę. 

 

Reportaż Łukasza Kurtza