Krew na twarzy, wyrok na karku. Pobity butelką przez ekspedienta… skazany.
Jest ciepły majowy dzień. Pan Kamil przychodzi do sklepu, w którym niemal codziennie robi drobne zakupy. Odkłada na ladzie szklane butelki i wraca do lodówki, by dobrać resztę produktów. Gdy się obraca, widzi stojącego przy nim ekspedienta trzymającego w ręku butelkę. W trakcie wymiany zdań sprzedawca z pełną mocą uderza pana Kamila w głowę. Kawałki szkła wbijają się w jego twarz. Leje się krew. Wszystko zarejestrowały kamery monitoringu.
- Zostałem bardzo brutalnie zaatakowany (…) praktycznie walczyłem o życie – mówi pan Kamil.
Sprawa trafiła do prokuratury i została objęta ściganiem z urzędu. W toku postępowania pełnomocnicy pana Kamila i pracownika sklepu wypracowali ugodę. Postępowanie zostało warunkowo umorzone, a uderzony mężczyzna miał otrzymać 15 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Wydawałoby się, że na tym sprawa się zakończy. Jednak rzeczywistość okazała się bardziej przewrotna. Pracownik sklepu wytoczył proces panu Kamilowi o groźby karalne oraz… pobicie.
Po rozpoznaniu sprawy sąd badający to samo zdarzenie uznał pana Kamila winnym zarzucanych mu czynów i nałożył na niego wyrok nakazowy pozbawienia wolności na pół roku w zawieszeniu na dwa lata. A także, co symboliczne, zadośćuczynienie na rzecz pracownika sklepu opiewające na… 15 tysięcy złotych.
Co trzeba zrobić, żeby uderzyć kogoś butelką w głowę i nie ponieść za to żadnej odpowiedzialności karnej?
- To jest trudne pytanie, ja nie znam na nie odpowiedzi – słyszymy w odpowiedzi od rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Piotra Skiby.
Dwa wyroki, odwrócony porządek i trudne do zrozumienia podejście wymiaru sprawiedliwości. Zachęta do przemocy? Przyzwolenie na to, by wyprowadzić cios, kiedy czujemy się zagrożeni?
O tych i wielu innych aspektach tej sprawy Przemysław Talkowski będzie rozmawiał z zaproszonymi do studia gośćmi. Reportaż Leszka Dawidowicza.

Leszek Dawidowicz
reporter

