Jednak da się

Jednak da się

Koszmar Barbary Kosewskiej i jej wieloosobowej rodziny trwał czternaście lat. Kobieta została oszukana przez lichwiarzy. Pożyczyła od nich 600 złotych na komunię córki, a straciła dom i ziemię. Teraz jest w końcu szczęśliwa. Po naszym programie odzyskała wszystko, co straciła, zarówno dom, jak i ziemię. Więcej - prokuratorzy zobaczyli to, czego wcześniej nie widzieli. Jak to możliwe?

Koszmar Barbary Kosewskiej i jej wieloosobowej rodziny trwał czternaście lat. Kobieta została oszukana przez lichwiarzy. Pożyczyła od nich 600 złotych na komunię córki, a straciła dom i ziemię. Teraz jest w końcu szczęśliwa. Po naszym programie odzyskała wszystko, co straciła, zarówno dom, jak i ziemię. Więcej - prokuratorzy zobaczyli to, czego wcześniej nie widzieli. Jak to możliwe?

 

Rodzina pani Barbary ledwie wiązała koniec z końcem. Kobieta chciała wyprawić córce komunię. Pożyczyła od dwóch mężczyzn 600 zł. Jednak dług gwałtownie urósł i kilka tygodni później zażądali już tysiąca złotych. Potem mężczyźni nakłonili ją do sprzedania swojego gospodarstwa.

 

- Przyjeżdżali i zastraszali mnie, żebym oddała te pieniądze – mówi pani Barbara.

 

Mężczyźni mówili, że chodzi o sprzedaż tylko części nieruchomości. Jednak po wyjściu od notariusza okazało się, że pod młotek poszło całe gospodarstwo, w którym mieszka pani Barbara z całą swoją rodziną. Okazało się więc, że 11 hektarów ziemi sprzedała za zaledwie pięć procent wartości.  Kobieta podkreśla, że nikt jej nie tłumaczył zapisów umowy. Twierdzi też, że notariusz nie czytał aktu sprzedaży, choć jest taki ustawowy obowiązek. 

 

Gdy sprawa trafiła do prokuratury, ta nie zablokowała możliwości dalszego odsprzedawania ziemi pani Barbary. Gospodarstwo przechodziło z rąk do rąk. Kolejni właściciele się znali, a dwaj z nich zakładali nawet spółkę, która zajmowała się nieruchomościami. Jednak zgodnie twierdzili, że kupili gospodarstwo w tak zwanej dobrej wierze więc nie mogą oddać kobiecie ziemi.

 

- Oni dokonali takiego interesu, że to im się bardzo opłacało – twierdzi mąż pani Barbary.

 

Choć mężczyźni, którzy oszukali kobietę zostali skazani, to pani Barbara nie odzyskała ziemi i domu, bo był już sprzedany i to dwukrotnie. Pierwszą umowę sąd unieważnił, ale kolejnych już nie. Ziemia więc miała już nowych właścicieli. Sąd ustalił, że lichwiarze oszukali kobietę, ale prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie notariusza.

 

- Pozostaje mi tylko prosić o pomoc was - telewizję, żebym odzyskała wszystko – mówiła jeszcze w marcu i to ze łzami w oczach pani Barbara.

 

Po naszym programie jej sytuacja jak i jej rodziny całkowicie się zmieniła. Kobieta odzyskała wszystko co straciła, zarówno dom, jak i ziemię, a prokuratura postawiła zarzuty jeszcze jednemu mężczyźnie, który do tej pory nie poniósł żadnej odpowiedzialności. Jak to możliwe?

 

- To dzięki programowi - nie kryje radości pani Barbara.

 

 

W programie zapytamy też co dalej z notariuszem, który u którego były podpisywane dwie z trzech umów sprzedaży ziemi pani Barbary. Wcześniej prokurator umorzył przeciw niemu postępowanie.

 

Więcej już w najbliższą niedzielę w reportażu Małgorzaty Cecherz. „Państwo w Państwie” jak zwykle o 19:30.

 

W drugiej części programu opowiemy historię Franciszka Trzeciaka, aktora, reżysera i scenarzysty, Występował  m.in. w „Dziadach”, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, „Och Karol”, „Kilerów dwóch”.

 

Mężczyzna założył spółkę. Jej majątkiem miały być scenariusze, które pan Franciszek pisał przez całe swoje życie. Marzył o tym,  żeby ktoś w nie zainwestował. Zaczął szukać chętnych. Scenariusze leżały i leżą w szufladzie – nikt ich nie kupił. Jednak po prawie pięciu latach, do jego drzwi zapukała skarbówka. Zażądała opłacenia podatku od wartości scenariuszy, wirtualnej wartości. Wartości, którą zresztą ustalił sąd. Urzędnicy wyliczyli podatek na 190 tys. zł., plus drugie tyle odsetek.

 

- Jaki podatek? Od mojej myśli intelektualnej? - dziwi się bohater naszego reportażu.

 

Tłumaczył urzędnikom, że przecież jeszcze nic na tych scenariuszach nie zarobił, że ich wartość jest jedynie wirtualna, na papierze, bo jeszcze nie znalazł inwestora. Nie pomogło. Co miesiąc skarbówka ściąga pieniądze z jego emerytury. Gdyby nie pomoc rodziny i przyjaciół, nie miałby za co żyć.