Czyj dom?
Myśleli, że kupują dom, w którym spędzą resztę życia. Podpisali umowę z obywatelem Niemiec, zapłacili. Po niemal dwudziestu latach Niemiec wrócił, sądy przyznały mu dom, a państwa Nolberczyków eksmitowano.
Myśleli, że kupują dom, w którym spędzą resztę życia. Podpisali umowę z obywatelem Niemiec, zapłacili. Po niemal dwudziestu latach Niemiec wrócił, sądy przyznały mu dom, a państwa Nolberczyków eksmitowano.
Bolesław Nolberczyk w 1988 roku kupił dom w Dąbrówce Górnej. Sprzedającym był Niemiec, który chciał pozbyć się nieruchomości, aby wrócić do ojczyzny. Po ustaleniu warunków mężczyźni podpisali umowę, która miała być umową kupna- sprzedaży.
- Podpisaliśmy umowę w urzędzie miasta. Weszliśmy do sekretariatu i podpisaliśmy. Jest w niej wszystko, że płacę półtorej miliona i że w przeciągu roku podpiszemy akt notarialny - tłumaczy pan Bolesław.
Do podpisania aktu jednak nie doszło. Sprzedający, tłumacząc, że zostało mu niewiele czasu na uregulowanie formalności potrzebnych do otrzymania rekompensaty za pozostawione mienie, od razu po podpisaniu umowy wyjechał z Polski. Pomimo licznych prób nakłonienia go do przyjechania i sporządzenia aktu notarialnego nie udało się to. W końcu kontakt całkiem się urwał. Pan Nolberczyk posiadał jednak umowę, więc czuł się bezpieczny, dom traktował jak swój. Płacił podatki, rachunki, dopełniał wszystkich obowiązków właściciela nieruchomości na przykład doprowadzenie wody czy prądu.
- Nie notarialnie, ale czuliśmy się właścicielami. W końcu za ten dom zapłaciliśmy – tłumaczy żona, Małgorzata Nolberczyk.
Jednak po ponad 15 latach sytuacja uległa zmianie. Sprzedający pojawił się i zażądał dodatkowych pieniędzy. Gdy państwo Nolberczykowie odmówili, złożył do sądu wniosek o wydanie nieruchomości. Twierdził, że podczas poprzedniej transakcji nie sprzedał domu, tylko go wynajął państwu Nolberzczykom. Sąd przyznał rację obywatelowi Niemiec.
- Aby nastąpiło przeniesienie własności nieruchomości koniecznie jest sporządzenie aktu notarialnego. W tej umowie również jest zapis, który mówi, że w przeciągu roku musi nastąpić podpisanie umowy przed notariuszem, więc strony zdawały sobie z tego sprawę- mówi rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Opolu Daniel Kliś.
To, z czyjej winy nie doszło do podpisania aktu nie było przez sąd badane. Czy sąd mógł uznać tę umowę za ważną, mimo braku notariusza? Mógł – uważa pełnomocnik Nolberczyków. Bo, jego zdaniem, sądy przy takich umowach zawieranych w PRL mogły brać pod uwagę szczególne okoliczności.
- Oni zawarli umowę nie gdzieś na serwetce, tylko to była umowa która była oficjalnie potwierdzona przez organ samorządu- tłumaczy mecenas Lech Obara.
Jednocześnie sąd wskazuje, że była druga umowa – najmu. I ona jest ważna. On nas oszukał – mówią Nolberczykowie, którzy wskazują, że to miało być tylko takie oświadczenie, o które Niemiec ich poprosił.
- Jakby była mowa o wynajmie to ja bym się nie zgodziła, bo mieliśmy za 5 miesięcy dostać w nowym bloku 3 pokojowe mieszkanie. Ale mieliśmy trójkę dzieci, więc woleliśmy kupić dom - tłumaczy Małgorzata Nolberczyk.
We wrześniu 2013 roku doszło do eksmisji. Pan Nolberczyk w akcie desperacji próbował ją przerwać atakując policjantów siekierą.
- Zostałem z niczym. Bez pieniędzy, bez domu, z wyrokiem. Zdrowie utracone podczas eksmisji, policja mnie jak zbiega wyprowadzała w kajdanach - tłumaczy pan Bolesław.
Dziś rodzina Nolberczyków nie ma szans na odzyskanie domu. Mieszkają w lokalu socjalnym. Walczą już tylko o pozbycie się długów, które narosły przez lata walki przed sądami. Do tego odsetki i koszty komornicze. Do końca życia ich nie spłacą.
Więcej już najbliższą niedzielę o 19:30 w reportażu Magdaleny Gębickiej.
W drugiej części wrócimy do sprawy Jerzego Szwedki. Przegrał proces cywilny który wytoczył biegłej Ironię K. Była oskarżona o fałszowanie opinii sądowej, w wyniku czego mężczyzna przegrał swoje poprzednie sprawy.