Brak kontroli, brak zabezpieczenia, brak winnych...

14-letnia Wiktoria umiera w wyniku zatrucia czadem. W bloku w którym mieszkała przez niemal dwa lata nie odbyła się kontrola kominiarska. Jednak prokuratura stwierdziła, że nikt nie ponosi za to odpowiedzialności i umorzyła śledztwo w tej sprawie. Czy wpływ na to mogły mieć prace kominiarza, przeprowadzone tuż po tragedii, jeszcze przed ekspertyzą biegłego?

14-letnia Wiktoria umiera w wyniku zatrucia czadem. W bloku w którym mieszkała przez niemal dwa lata nie odbyła się kontrola kominiarska. Jednak prokuratura stwierdziła, że nikt nie ponosi za to odpowiedzialności i umorzyła śledztwo w tej sprawie. Czy wpływ na to mogły mieć prace kominiarza, przeprowadzone tuż po tragedii, jeszcze przed ekspertyzą biegłego?


28 grudnia 2016 roku umiera 14-letnia Wiktoria. W trakcie kąpieli zatruwa się czadem, pomimo reanimacji nie udaje się jej uratować.


- Ja weszłam do mieszkania, wbiegłam. Strażacy po korytarzu chodzili. Nie mogłam do niej wejść, ponieważ ją reanimowano. Powiedzieli, że zatruła się tlenkiem węgla , bo nie ma żadnych innych oznak, że coś innego się stało – relacjonuje matka, Ewa Meleszyk.


Zgodnie z przepisami kontrola kominiarska powinna odbywać się raz do roku. Jednak w budynku, w którym doszło do tragedii, ze względu na zaniedbanie kominiarza, nie było jej od niemal dwóch lat. Kominiarz odpowiedzialny za to pojawił się na miejscu w chwilę po śmierci Wiktorii i jeszcze przed ekspertyzą biegłego, na oczach zabezpieczających miejsce policjantów, przeprowadził prace. Twierdzi, że jedynie zabezpieczył komin, żeby nikomu więcej nic się nie stało. Przeciwnego zdania jest rodzina zmarłej Wiktorii.


- Kominiarze przeczyszczali komin, jeden był na dachu, drugi był u nas w domu, wszedł na wannę, wyrwał kratkę, włożył rękę dosłownie do ramienia, chwycił kulę którą wrzucił ten drugi kominiarz i w ten sposób czyścili komin – opowiada brat zmarłej.


Biegły zjawił się na miejscu kilka godzin później. Stwierdził, że wentylacja była drożna, a powodem zatrucia była tak zwana „cofka” która wystąpiła z przyczyn naturalnych. W oparciu o tę opinię prokuratura umorzyła śledztwo.


- Moim zdaniem policja powinna zabezpieczyć, uniemożliwić dostęp do tej łazienki. Biegły powinien być pierwszy na miejscu – tłumaczy adwokat rodziny Rafał Rduch.


Teraz, na wniosek rodziny, prokuratura postanowiła raz jeszcze przyjrzeć się sprawie.


- Niewątpliwie przyjąć należy, że to postanowienie o umorzeniu było postanowieniem przedwczesnym. Opartym na mylnej ocenie materiału dowodowego- mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Joanna Smorczewska.


Rodzina obawia się, że w wyniku zaniedbań policji i prokuratury z początkowego etapu śledztwa już nigdy nie uda się ustalić prawdy.

 

Więcej już w najbliższą niedzielę o 19:30 w reportażu Agnieszki Zalewskiej.


W drugiej części wrócimy do sprawy policyjnych radarów. Sprawdzimy, jakie wyroki wydają sądy w sprawach dotyczących pomiarów skompromitowanymi urządzeniami.